Tym wpisem zamykam rozdział bardzo trudnego doświadczenia z przed roku. Tak wiele można poczytać o work life balance i godzeniu macierzyństwa z karierą zawodową, że i ja postanowiłam dorzucić swoje. Swoją drogą zawsze intryguje mnie tan nazwa, bo oznacza, że mamy oddzielnie jakiś work i life ;).
Tylko z dzieckiem
Cudowny czas kiedy jesteś sama ze swoim maleństwem, wszystko się zaczyna układać, dni płyną. Twoja pociecha rośnie, daje Ci tyle samo wyzwań co szczęścia. Mi po pewnym czasie zaczęło jednak brakować ludzi i przede wszystkim rozmów nie na tematy związane z dzieckiem. Jak ja marzyłam, żeby pogadać o książce, filmie, nawet polityce, cokolwiek. Przy czym z tą książką i filmem nie byłoby dobrze, bo nie mogłam się na niczym skupić. Czytałam pół strony i już zapominałam o czym było :). Chyba wtedy po raz pierwszy intensywnie zaczęłam korzystać z facebooka, kiedyś wchodziłam sporadycznie, a potem kilka razy dziennie, to dawało mi namiastkę kontaktu z innymi też moimi znajomymi, którzy wrzucali „fajne” rzeczy z życia, którego mi brakowało. Było mi smutno, gdy to odkryłam. Możesz pomyśleć, przecież są kluby dla mam, można się spotkać ze znajomymi itd. A i owszem, tylko, że to są małe momenty codzienności, namiastka która nie każdemu wystarcza. Wyobrażam sobie, że są mamy które czerpią radość z bycia z dzieckiem i niczego innego im do szczęścia nie trzeba, jeśli to robią w zgodzie ze sobą (nie traktując tego jako poświęcanie się i oczekiwanie na wdzięczność) to fantastycznie. Ja jednak przekonałam się, że potrzebuję realizować się także w innych obszarach życia, bez względu na to ile szczęścia daje mi mój cudowny syn.
Na pełnych obrotach
Po kilku miesiącach zwolnienia w ciąży i po prawie roku bycia tylko z dzieckiem jak nigdy potrzebowałam kontaktu z ludźmi, pracy i wyzwań. Z otwartymi ramionami przyjęłam dwa ambitne projekty zawodowe. Nie chciałam posyłać mojego maleństwa do żłobka, pomyślałam że dam radę. Na początku wszystko bardzo dobrze wyglądało, przede wszystkim elastyczny czas pracy, mogłam pracować też zdalnie z domu, raz w tygodniu pojawiałam się w biurze i raz w miesiącu dwudniowy wyjazd. Moje zaangażowanie czasowe miało zależeć od ilości zadań i terminów. Pomagała mi mama, gdy musiałam być po za domem oraz bardzo zaangażowany partner. Na początku nawet sobie radziłam, ale z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej, zadań przybywało, czasu było coraz mniej. Praca przy dziecku, czyli wszystko z telefonem w dłoni, gorączkowe odpisywanie na maile, praca w nocy, w weekendy, święta. W końcu mam elastyczny czas pracy i powinnam wykonać zadania bez względu na siebie. Kładłam się spać o 2 w nocy wstawałam o 5 rano, na początku przez ilość pracy, potem już stres nie pozwał mi zasnąć. Czułam, że jestem dożylnie podłączona do skrzynki, a ponieważ jestem ambitna chciałam wszystko zrobić perfekcyjnie i pokazać że daję radę, to jeszcze dokładało stresu. W rezultacie wiele kryzysów, pomyłek, nieprzespanych nocy, stresów, problemów ze zdrowiem. Chyba najgorsze jest to, że niewiele pamiętam z bycia z moim synem z tego okresu, jest to dla mnie trudne. Chciałam być super mamą, która łączy opiekę nad dzieckiem z pracę zawodową, którą w końcu uwielbia. Chciałam pracować, bo to daje mi energię i radość, ale z tego czasu nie doznałam takich uczuć. W rezultacie oba projekty zostały zrealizowane, podołałam, także dlatego, że spotkałam dobrych ludzi, którzy podali dłoń w kryzysie (Go to o Tobie:)), ale kosztowało mnie to bardzo dużo, za dużo…
Wolniej, bardziej świadomie
Możesz pomyśleć: „halo, kobieto jesteś przecież coachem!” Wielokrotnie się przekonałam, że w momencie życiowej zmiany, postępujemy emocjonalnie, jestem otwarta na każdą lekcję, którą daje mi życie. Podchodzę z pokorą do doświadczeń, to one powodują że nieustające pracuję nad sobą, nigdy też nie mówię moim klientom jak mają postępować, pomagam wsłuchać się w siebie w ten sposób samodzielnie odkrywają co jest dla nich dobre. Wtedy mój wewnętrzny głos nie został wysłuchany, nie zadbałam o siebie. Uważam, że na początku macierzyństwa, przestawia się kolejność, przestajemy dbać o siebie, jesteśmy najpierw na drugim miejscu, ale po pewnym czasie…na trzecim, piątym, dziesiątym. W dodatku jakoś tak się dzieje, że nagle każdy daje sobie prawo do oceniania i pouczania, co też nie daje energii. Sprawy, potrzeby innych odsuwają nas od intuicji, od zadawania pytań czego potrzebuję dla siebie? Ważne, żeby zatrzymać to odliczanie.
Jak jest teraz?
Teraz pracuję, ale bardzo rozdzielam czas pracy i czas dla rodziny wykreśliłam ze słownika wyrazy: wielozadaniowa i elastyczna. Wymagało to ode mnie trochę pracy nad sobą (także coachingowej). Stawiam sobie priorytety, nie jestem dla każdego, czasem rezygnuję. Może nie prę mega tempem zawodowym, ale zwracam uwagę na bycie tu i teraz zarówno z bliskimi jak i z pracą, co znacznie poprawiło jakość obu obszarów. Jestem bardziej spokojna, słuchająca i też szczęśliwa. Dbam o siebie, przede wszystkim uczę się prosić o pomoc, wydzielać granice, odpuszczać sobie, nie robić wszystkiego. I nagle pojawia się mojej głowie przestrzeń na nowe pomysły, projekty…. Energia i motywacja do podejmowania wyzwań także tych w macierzyństwie.
Oczywiście, nie zawsze jest kolorowo, czasem wszystko się wali, są nieprzespane noce, spóźnienia, trochę stresu, ale to wszystko w normie 🙂 i do przejścia.
Jaki jest Twój sposób na balans macierzyństwa z życiem zawodowym?